We środę były finały Pucharu Stanley'a. Kanada przegrała, po raz 19 z rzędu, nawet Nowa Funlandia była zrozpaczona. Poza tym niewiele się działo, w dzień zimno, w nocy lokalne piwo w lokalnych barach.
Fizycy trochę się rozkręcili, było pare ciekawych historii. O tym jak W. poleciał z Niemiec do Indonezji, żeby napisać jakiś artykuł, wspólnie z koleżanką-fizyczką, która tam mieszkała. Problem był w tym, że koleżanka była już w zaawansowanej ciąży i jak W. dotarł na miejsce, to właście odbywał się poród, przez cesarskie cięcie. W. nie pozostało nic innego, jak zwiedzianie.
Inną historię opowiedział szef tego laboratorium od eksperymentu Marcina, o tym jak po 1,5 rocznym pobycie na Antarktydzie poleciał do Nowej Zelandii i zeschizował się, że w Nowej Zelandii też jest tak ciemno, jak podczas nocy polarnej (a była po prostu 4 rano). Za to widok wschodzącego słońca był podobno bezcenny. W kontemplacji pomogła skrzynka piwa, którą wielkodusznie o tej wczesniej porze podsunął mu wlaściciel hostelu.
Konferencję zakończył uroczysty bankiet. Ostatnią przemowę wygłosił lokalny opowiadacz historii, taki Sabała, ale nowofunlandzki. Było o morskich potworach, legendach, dziwnych stworzeniach i duchach. A teraz mam nadzieję, że Marcin w końcu skończy pracować i pozwiedzamy razem wyspę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz