czwartek, 28 kwietnia 2011

dzień jak co dzień

Wyznaczone na dziś ambitne zadania wyglądały tak: przynieść z biblioteki zamówioną książkę (Kevin Callan, Killarney Park and French River), kupić masło i  wiadro, posprzątać pokój. Wiało dziś wyjatkowo mocno i jakoś nie zaniepokoiło mnie to, że strona internetowa biblioteki nie działa. Dziarsko wyruszyłam na spacerek a tu - biblioteka zamknięta. Z powodu przerwy w dostawie prądu. He he. A jeszcze chwilę wcześniej myślałam, że może napiszę notkę o tym jak super są tu biblioteki. Nie dziś. No nic, masła też nie kupiłam, bo organiczno-ekologiczny sklep spożywczy, który jest po drodze  nie sprzedawał normalnego masła, jedynie jakieś wymyśle speciały z koziego mleka.Nomen omen obok jest kawiarnia, The Sleepless Goat, na ławeczce na zewnatrz siedziała taka jedna, co to jej nie lubię za bardzo. Na szczęście, zajęta rozmową nie zauważyła mnie. W sklepie obok, o wdzięcznej nazwie Vandervoot General Store wysprzedały się wszystkie wiaderka i tyle było z moich dzisiejszych sprawunków. To może chociaż posprzątam. Albo nie. Odniechciało mi się.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

hej Skarbeńku pamiętaj że sprząta się metodą " miejsc w miejsc " a tymi przeszkodami sie nie martw - pokonywałas większe !!

Alina pisze...

:) metoda miejsc w miejsc rulez!!!