Kończy się jesień, na zewnątrz zimno, ciemno i paskudnie a w domku ciepło i przytulnie... tak sobie musiała pomyśleć myszka, która zadomowiła się w naszej kuchni. Nie widzieliśmy jej, ale czasem słyszymy, jak nocą chroboce. Na dowód że jest, a nie że mamy jakieś poalkoholowe traumy, świadczy wyjedzony bochenek chleba, pozostawiony nieopatrznie w piekarniku (wyłączonym).
Do tego odkryłam robale w szafce spożywczej, zamieszkały w opakowaniu migdałów. Zastanawiam się, jakie następne stworzenia polubią nasze towarzystwo. Karaluchy, korniki, a może mrówki faraonki? Znajomi z wyspy kilka razy zastali w swoim domu skunksa. Z takim skunksem trzeba się obchodzić jak ze śmierdzącym jajkiem. Nie można się przestraszyć, żeby nie wystarszyć skunksa, bo on wtedy zaśmierdzi cały dom. A smród jest nie do zniesienia i nie do wywietrzenia.
Z innej beczki (bez robali): postanowiłam odwiedzić dziś inne niż zazwyczaj studio jogi. I rany, tak dizajnerskiego miejsca dawno nie widziałam. I dawno się tak na zajęciach nie wynudziłam. Profesjonalny dizajn to trochę za mało, choć miejsce śliczne, ze smakiem urządzone. Białe kocyki, brązowe podusie, ogromne okna, ściana z kamieni. Pamiętam, jak w Warszawie chodziłam czasem na jogę, na Ursynów albo Żoliborz. Zajęcia odbywały się w szkole, takiej starej, paskudnej, jak moja podstawówka. Zero dizajnu, za to maksimum przekazu.
6 komentarzy:
pożyczyć Wam kota na Święta? załatwi sprawę.
no wlasnie oboje mamy silne uczulenie na koty :/ bu. ale i tak zapraszamy do kingston :)
Zabrałaś swoje kalosze i teraz leje cały czas...
wiesz, tu tez... slonca w ogole nie widac... strasznie ponuro, a dzis pada takim syfem z nieba, deszcz ze sniegiem, fuj.
czyli mysz zostaje a my wpadamy bez Rumuna za to z winiaczem. :)
pewnie! jak tylko wrøcicie z tej balii czy czegos :)
Prześlij komentarz