niedziela, 30 października 2011

a w beskidzie...

Huta Polańska po latach. Wszystko inne, choć przecież takie samo. Schronisko rozbudowane, chyże odremontowane, cerkwie wyczyszczone. A i tak autobusy nie jeżdżą (z Warszawy podróż trwa dwa dni!) i trzeba łapać stopa.

Przy tej okazji chciałam podziękować sympatycznym panom, którzy zawieźli nas do schroniska z Polan oraz bardzo miłym policjantom z Nowego Żmigrodu, za podwiezienie nas spory kawałek drogi. Żeby zatrzymać policję, wystarczyło, że zdjęłam czapkę, a drugi samochód zatrzymał się na klasycznego wabia: jedna z nas łapała, a dwie pozostałe ukryły się w krzakach :)

Mocy do wędrowania dodawała nam prawdziwa rumuńska palinka i kiełbasa od taty sióstr W. W drodze na Baranie przez drogę przebiegła łania z bykiem i nawet objawił się ryś w postaci tablicy pamiątkowej koła łowieckiego "Ryś" pod Magurą Watkowską.

Dyskusje koncentrowały się na następujących zagadnieniach: po co ludzie mają dzieci, czy ruch "oburzonych" przetrwa zimę, czy książka "prawo administracyjne" samym swoim wyglądem może wygonić gości ze schroniska, o wyższości wszystkich świętych nad halloween i odwrotnie oraz generalnie jak żyć, panie premierze.
W piątek wylądowałyśmy w Krakowie (właściwszym określeniem byłoby: dowlokłyśmy się w gigantycznym korku), gdzie górski wypad otrzymał przeciwwagę w postaci chill-outu, przy kominku, przy kominku.

Na zakończenie dwa haiku i jeden głupi dowcip z cyklu "godki starego bacy"

Zabawa karnawałowa. Pytają bace: Baco a za co się przebraliście? a za oscypka, odpowiada baca. za oscypka? jak to? a tak, bede stał w kącie i śmierdział.


 zdjecia by: Monia. Dzięki!

Brak komentarzy: