poniedziałek, 5 grudnia 2011

LO 041

Podróżujący rodacy, agresja tłumu. Tłok w przejściu. Na obiad kluski. Wino za 10 zł znakiem nieuchronnego bankructwa PLL LOT. Na pokładzie sporo romskich rodzin, w tym jedna dziewczyna, którą znam i jedno dziecko, płączące przez cały lot.

Lecimy na zachód, za słońcem. Niebo jest pomarańczowe i błękitne, w dole Islandia. Pomimo obłoków można dostrzec białe przestrzenie śniegu, góry i doliny, czarną wstęgę rzeki, lód. Dziwaczne kształty, czyjeś ślady (?), kratery. Po chwili warstwa chmur staje się zbyt gruba, zasłania świat. Próbuję zasnąć, pani z siedzenia obok kłuje mnie łokciem, nie przechodzi jej przez gardło "przepraszam". A może nie zauważa, w końcu to staruszka. Opowiada później, że gdy wyjechała do Kanady, to mąż, który został w kraju umarł na serce.

Mikroprzestrzeń wywołuje nieznośny ból kolan. Do celu wciąż daleko, ponad 4 tysiące kilometrów.

4 komentarze:

Kaja pisze...

hurra. wracacie do nas!?

Alina pisze...

tak!

Kaja pisze...

och musimy to oblać!

Alina pisze...

powinnam miec tu znaczek: lubie to!