wtorek, 27 grudnia 2011

i po świętach

Przed samymi  świętami byłam trochę zajęta (a co, bezrobotnemu też wolno), miałam m.in jakieś dziwaczne szkolenie z pisania cv tu nazywanym resume. Prowadzący przypominał nadaktywną piłeczkę do ping-ponga, powtarzał non stop, że jak pracował w Toronto dla firmy rektutacyjnej to czytał setki beznadziejnych resume i niedobrze mu się robi od tych oklepanych sformułowań, świetnych zdolności komunikacyjnych, dobrej pracy zespołowej i cech przywódczych. He he. Ja też kiedys pracowałam w Toronto. A teraz oboje wylądowaliśmy w Kingston, tyle że ja siedzę za stołem i go słucham a on stoi przy tablicy i macha rekami. Później zdawałam test z angielskiego, z czytankami o wkładzie Kanady w światowe dziedzictwo ludzkości. Chodziło głównie o telefon i system opieki społecznej. Miałam to opanowane więc poszło gładko. Nastepnie było spotkanie w takiej jednej organizacji gdzie może będę wolantariuszować, m.in opowiadając dzieciom w szkołach o tym, jak ważne jest mieć wysoką samoocenę (!!!). To w ramach akcji przeciwko szykanowaniu uczniów przez uczniów.

A później zakupy i szał gotowania. Wszystko było smaczne bardzo, nawet uszka od Włocha co okazały sie być oprócz tego, że z grzybami, to również z ricottą. Brak tradycyjnych uszek w barszczu nikomu nie przeszkadzał, zawżywszy że my lubimy ser a dla naszych gości Irańczyków to i tak  była pierwsza Wigilia w życiu. Największą atrakcją okazał sie szafran, otrzymany kiedyś w prezencie od couchsurfera. Chcieliśmy go po prostu dosypać do herbaty, ale Irańczycy jak zobaczą szafran to coś dziwnego się z nimi dzieje. Mają wtedy szaleństwo w oczach i powatrzaja jedynie: uważajcie, nie zmarnujcie go, to najlepszy szafran na świecie, irański, a nie ta beznadziejna podróbka z Hiszpanii. Że super pachnie i ma setki zastosowań zdrowotnych. Między innymi podobno łagodzi obajwy zespołu napięcia przedmiesiączkowego. No ciekawe. Jak mi kiedyś złagodzi na pewno o tym napiszę.

Poza tym czas spędzaliśmy z naszym kolegą z  Portugalii (to zupełnie nie o nim ale skojarzenie jest silniejsze). Pojechaliśmy też na chwilkę na wieś, napalić w piecu i wyprowadzić psa. Po 3 godzinach intesywnego dokładania do pieca osiągnęliśmy w pomieszczeniu mieszkalnym oszałamiającą temperaturę 14 stopni. Nie, życie na wsi szczególnie zimą nie jest dla mnie. Śniegu ni ma, ogladamy filmy ( taki i taki ) jemy raclette i jeździmy na łyżwach, na sztucznym lodowisku, pod dachem, bo pogoda okropna. Pada rzęsisty deszcz. Jesień. Ehhhh.

8 komentarzy:

Markal pisze...

Ale do czego właściwie służy szafran. W sensie, to się moczy, gryzie, naciera?

Markal pisze...

A propos wolontariatu, opowiesz im o Barskim?

Alina pisze...

no z tym szafranem to nie wiadomo do końca. jak pytaliśmy to mówili, że do ryżu i wtedy jest żółty albo do herbaty, parę listków. Że niby taki super zapach. Ja tam nie czuje nic specjalnego. A co do wolontariatu to jeszcze nic nie wiadomo. I chyba tam nie bardzo mozna coś od siebie dodać, tylko się z takich skryptów to prowadzi.

Markal pisze...

No, wiedziałam, że to jakaś droga ściema z tym szafranem.

Alina pisze...

tak, totalna :)

Andrzej Szelc pisze...

Szafranu się używa często do makaronów, np. w połączeniu z dynią. To jeden z towarów eksportowych Abruzzo. I ma smak subtelny, który z mojego doświadczenia trzeba nabyć i nauczyć się doceniać. I wtedy jest bardzo fensi, jak mawiają hamerykanie.

Alina pisze...

no właśnie ta subtelność może być problemem :) masz Endrju jakiś fajny przepis na szafranowy makaron i mozesz się nim podzielić? naprawdę mamy spory zapasik :)

Anonimowy pisze...

że dzieci to super, jakby nie chciały uwierzyć, to zawsze możesz im powiedzieć żeby spokojnie poczekały do trzydziestki, to wszystko będzie dobrze ;)