poniedziałek, 4 lipca 2011

Canada Day weekend

1 lipca to oficjalny początek kanadyjskiego lata. Krótkiego (bo za jakieś 2 tygodnie można się spodziewać śniegu) ale jakże przyjemnego!  Kanada świętuje wtedy swoje urodziny, pogoda z reguły jest słoneczna, tym razem swoją obecnością zaszczycili Kanadę sam książę i nowa księżniczka!

To też jest dzień, gdy szczęśliwi posiadacze wszelkiego rodzaju łódek mogą na nich popływać. Z reguły jest to też jedyny taki weekend w roku. Pozostałe letnie weekendy Kanadyjczycy spędzają bowiem w pracy, żeby spłacić kredyty pozaciągane na zakup owych łódek :) Oraz tych niesamowitych domów na kołach, do których można przyczepić kolejny samochód i np jeszcze motocykl i quad i tak wyposażonym udać się raz do roku na zasłużony 4-dniowy wypoczynek....

Sąsiedzi z południa świętują 4 lipca. Sporo rodzin wykorzystuje ten podwójny, długi, kanadyjsko-amerykański weekend, żeby się spotkać, poodwiedzać, spędzić razem czas na np bardzo popularnych festiwalach żeber(ek). Najbliższy nam festiwal odbywał się w Gananoque. Ale odpuściliśmy. Tu zdjęcia jak wygladają przykładowe żeberka w Toronto: http://www.blogto.com/eat_drink/2011/07/photos_of_ribfest_toronto_2011/

Ciekawe jest to, że lojaliści i republikanie, po tylu wojnach i raczej braku sympatii na codzień w ten weekend często bawią się wspólnie.

My wybraliśmy życie zamiast żeberek i zdecydowaliśmy się na wyjazd powiedzmy szkoleniowy z Cataraqui Canoe Club nad Palmer Rapids. Szkolenie obejmowało podstawy whitewater canoeing i odbywało się na rzece Madawaska http://en.wikipedia.org/wiki/Madawaska_River_(Ontario)

Rzeka super, bo oprócz samych "rapids" jest sporo miejsc, gdzie zupełnie początkujący mogą ćwiczyć pływanie w rwącym nurcie bez niebezpieczeństwa, że natychmiast wpadną do wody. Oczywiście byliśmy jedynymi początkującymi, bo inni członkowie klubu byli już dość zaawansowani, tak w wiosłowaniu jak i wiekiem. Ci emeryci nas kiedyś wykończą! Na drugi dzień, gdy załapaliśmy mniej wiecej o co chodzi Ed zabrał nas na same "rapids", należą się mu podziękowania, za to że wykazał się dużą cierpliwością.

Whitewater najlepiej chyba porównać do narciarstwa zjazdowego, tylko że nikt nie buduje wyciagów dla kajakarzy i kanuistów (?), po przepłynięciu rwącego odcinka rzeki trzeba łodkę wytaszczyć na własnych plecach (albo plecach męża). Natomiast pływanie po jeziorach to jak narciarciartwo biegowe. Może mniej frajdy  z samego pływania, ale za to nieograniczone możliwości w wyborze tras.

Na koniec nawet zaczęło mi się podobać, że trzeba trochę powalczyć z nurtem, nie dać się mu porwać, uprzeć się i postawić na swoim. Pływanie w rzece wymaga też sporo siły. Ręce bolą nas do dziś. No i przy dwuosobowej łódce kluczowe jest zgranie się z partnerem. Ćwiczyliśmy też akcję ratunkową pt: my w wodzie a canoe nad nami. Najtrudniejsze było wydrapanie się z powrotem do łódki.

Nocowaliśmy na kempingu, którego właścicielem jest 85-letni Howard. Pojawienie się Howarda zwiastuje głośny dzwięk "pyr pyr pyr", wydawany przez silnik jego rozklekotanego samochodu. Gdy Howard nadjeżdża swoim super-wozem należy uiścić opłatę, nocleg kosztuje 10 dolarów. Żona Howarda, równie wiekowa jak on towarzyszy mężowi i zajmuje się wydawaniem reszty. Drewno na ognisko również kosztowało 10 dolarów. To było najdroższe drewno jakie zakupiliśmy kiedykowiek :)

W drodze powrotnej postanowiliśmy odwiedzić Wilno - miejsce najstraszego polskiego osadnictwa w Kanadzie. Obejrzeliśmy skansen kaszubski i zjedliśmy obiad w polskiej tawernie, choć jedzenie było raczej tradycyjnie kaszubskie. Nigdy wczesniej nie widziałam np takich wieeelkich pierogów, jeden zajmował cały talerz. I do tego nadzienie, z sera cheddar i ziemniaków. No ale było miło, Ed opowiedział historię swojego życia, od Częstochowy, gdzie się urodził (!) poprzez Syberię, Iran (Persję), Indie, USA i Kanadę. Ed oczywiście spłyną kilka lat temu rzeką, na którą ostatnio zachorował Marcin, Nahanni River. Ponieważ wyprawa tam to dla jednej osoby koszt kilka tysięcy dolarów (kanadyjskich, ale zawsze), szybko chyba musze znaleźć jakąkolwiek pracę :) Zobaczcie jak tam ślicznie: http://www.google.ca/search?q=nahanni+river&hl=en&prmd=ivns&source=lnms&tbm=isch&ei=BYESTsqGPOTW0QGr2OWkDg&sa=X&oi=mode_link&ct=mode&cd=2&ved=0CA8Q_AUoAQ&biw=1024&bih=611

A tu parę mniej spektakularnych zdjęć z Ontario:

Plaża nad Palmer Rapids

Prawie jak Poprad :)

Rapids - czy jest jakiś polski odpowiednik tego słowa?

Bardzo Dzielna Toyotka (i Marcin który tak ładnie zawiązał canoe na dachu)

Skansen


Add caption

5 komentarzy:

Markal pisze...

Spiętrzenie wodne?

Alina pisze...

że "pływalismy w spiętrzeniu wodnym rzeki Madawaska"?

Markal pisze...

w sumie to nie wiem...
a może: "płynęliśmy przez spiętrzenie rzeki Madawaska"?

Alina pisze...

tak, to brzmi nieźle. prawda była taka, że płynęlismy przez najmniejsze ze spiętrzeń :) W ogóle to świetne są nazwy tych rzek w okolicy, oprócz Madawaski jest Petawawa, Matawa, Ottawa no i rzecz jasna Nipissing.

Markal pisze...

rzecz jasna