To był pierwszy baby shower w którym uczestniczyłam. Nie było tak tragicznie, nikt ze zgromadzonych nie znał żadnych dziwych zwyczajów związanych z tą amerykańską tradycją odbyło się więc w miarę bezboleśnie. Przyszła mama postanowiła obdarować gości prezentami, m.in zrobiła takie magnesy na lodówkę, ze zdjęciem jej nienarodzonego jeszcze synka Ariela, który bierze prysznic :) Było mnóstwo dobrego żarcia, hiszpański omlet, chińska sałatka z ogórków i kurczaka, wegierskie naleśniki (palatscinta!), ciasto marchewkowe i koreańskie krewetki z pysznym sosem. Idea multi-kulturowego potlucku sprawdziła się wyśmienicie.
Wieczorem poszliśmy sobie na koncert, zorganizowany przez niezbyt rozgarniętego kaowca, ale że w moim ulubioym Grad Clubie, to było warto. Nawet pogoda nam nie przeszkodziła w dotarciu na miejsce, tego dnia padał śnieg z deszczem pod postacią takich cholernych lodowych igiełek i wiał mocny, pólnocny wiatr.
Koncertowali nasi znajomi, Sheesham and Lotus Okazało się, że Sheesham pochodzi z Manitoulinu i to był dobry temat do rozmowy, wyspa jest niesamowita pisałam o niej kiedyś tu
W tygodniu obejrzeliśmy Le Havre bardzo fajne, o imgrantach a bez paternalizmu jak niesławny film reżysera sławnego "Dróżnika".
Przyszły tydzień zapowiada się intensywnie, języki wolontariaty i festiwal filmowy przy którym trochę pomagam. Będzie się działo. Wszystko na raz :) Jedynie strona z ogłoszeniami o pracę nie działa więc przez ostatnie kilka dni nie zjamuję się pisaniem podań :)
3 komentarze:
wsiąkasz w kanadyjską ziemię... oj wsiąkasz :) i dobrze. bo ładna. nawet bardzo.
a tak btw - znasz to miejsce?
http://www.outinthesticks.ca/index.html
bo niedaleko od Ciebie, prowadzone przez Naszych i fajnie wygląda. :)
to bardzo fajni ludzie, ania i andrzej, odwiedzamy się czasami. no i andrzej będzie w toronto, w dwóch galeriach, wyślę Ci zaproszenie.
Prześlij komentarz