Trzeba było nie jechać. Zły nastrój, niedobre wibracje, fatalne nastawienie. Irytacja na współtowarzyszy podróży, niechęc do wspólnego spędzania czasu. A jednak pojechaliśmy. No i było okropnie, atmosfera tak gęsta że można było nożem kroić, parę kłótni podczas których okazało się, że jestem przewrażliwoną histeryczką (co za niespodzianka), własciwie zerwana znajomość z Francuzami i to wszystko przez nieme s w kocówkach francuskich wyrazów. Serio serio. Brzmi jak przedszkole, ale tak właśnie było. Nic nie pomagało, nawet śmieszne wydarzenia przy przekraczaniu granicy. Przy okazji strzeżcie się i nie przywoźcie nigdy grejpfurtów do USA bo zostaną skonfiskowane przez wąsatego pogranicznika a wy dowiecie się że w deklaracji celnej nie ma dobrych lub złych odpowiedzi, jest tylko prawda lub fałsz.
Nie pomagał też zabawny dom w którym mieszkaliśmy, w którym a to kibel się zatkał, albo wywalało korki czy też zacinały się drzwi do łazienki, tak, że trzebe je było wyjmować z zawiasów.
Generalnie bardzo męczące doświadczenie, za dużo napięcia i emocji, mój mąż powiedziałby - niepotrzebnych emocji. Teraz czuje się jak trędowata.
Tylko góra fajna, z własną chmurą i śniegiem,tam można było pojeżdzić, choć okolica zielona. Pierwszego dnia nie doceniłam, pomyslałam iiiii taka Jaworzyna, ale później przekonałam się do kilku łagodniejszych tras przez las i pierwszy raz spodobało mi się. Przynajmniej nie było na nich lodu. Tak że lepiej jeżdzić do miejsc gdzie można wyjść wieczorami z domu a nie kisić się na małej przestrzeni z mało sympatycznymi ludzmi. Czego i Wam życzę.
5 komentarzy:
graliscie w scrabble (aka "zwinna dama"?), albo w madzonga?
coś mi się wydaje, że grabisz sobie :P
w scrabble nie. w dixit i jungle speed.
"Golden Geek Award"? :-D
no ale tak. ten wyjazd bardzo przypominał tamten.
Prześlij komentarz