czyli Slam Kingston w Bezsennym Koźle. Jestem pod wrażeniem, wysłuchałam 20 wierszy, prawie wszystkie dobre lub bardzo dobre. Jako gość wystepował ten oto śmieszny chłopak z afro na głowie, Chris Tse.
Uważam że całkiem nieźle, jak na 22 lata :) Dziewczyna, która w efekcie wygrała, nie była moją faworytką, ale wszyscy pozostali (w tym jedna starsza pani) duży szacun! Bardzo ładnie radził sobie nasz sąsiad, Matt, współorganizator wieczorku, astronom, poeta i działacz społeczny w jednym. Kibicowałam Chantelle, która recytowała wiersz o tym, jak ciężko jest byćn jedyną hinduską w klasie i dostawać na lancz curry zamiast kanapek z masłem orzechowym ale jurorzy woleli krwawe opowieści o japońskiej okupacji. Wieczorki odbywaja się cyklicznie, w ostatnia iedzielę miesiąca, już z niecierpliwością czekam na następny. Odbywa się coś podobnego w stolicy czy w Krakowie? Jakoś nigdy nie trafiłam, a szkoda...
coś tam coś tam. czyli nie można ucieć od samego siebie, przenosząc się z miejsca na miejsce.
niedziela, 26 lutego 2012
sobota, 25 lutego 2012
prysznic dla dziecka i głupi kaowiec
To był pierwszy baby shower w którym uczestniczyłam. Nie było tak tragicznie, nikt ze zgromadzonych nie znał żadnych dziwych zwyczajów związanych z tą amerykańską tradycją odbyło się więc w miarę bezboleśnie. Przyszła mama postanowiła obdarować gości prezentami, m.in zrobiła takie magnesy na lodówkę, ze zdjęciem jej nienarodzonego jeszcze synka Ariela, który bierze prysznic :) Było mnóstwo dobrego żarcia, hiszpański omlet, chińska sałatka z ogórków i kurczaka, wegierskie naleśniki (palatscinta!), ciasto marchewkowe i koreańskie krewetki z pysznym sosem. Idea multi-kulturowego potlucku sprawdziła się wyśmienicie.
Wieczorem poszliśmy sobie na koncert, zorganizowany przez niezbyt rozgarniętego kaowca, ale że w moim ulubioym Grad Clubie, to było warto. Nawet pogoda nam nie przeszkodziła w dotarciu na miejsce, tego dnia padał śnieg z deszczem pod postacią takich cholernych lodowych igiełek i wiał mocny, pólnocny wiatr.
Koncertowali nasi znajomi, Sheesham and Lotus Okazało się, że Sheesham pochodzi z Manitoulinu i to był dobry temat do rozmowy, wyspa jest niesamowita pisałam o niej kiedyś tu
W tygodniu obejrzeliśmy Le Havre bardzo fajne, o imgrantach a bez paternalizmu jak niesławny film reżysera sławnego "Dróżnika".
Przyszły tydzień zapowiada się intensywnie, języki wolontariaty i festiwal filmowy przy którym trochę pomagam. Będzie się działo. Wszystko na raz :) Jedynie strona z ogłoszeniami o pracę nie działa więc przez ostatnie kilka dni nie zjamuję się pisaniem podań :)
Wieczorem poszliśmy sobie na koncert, zorganizowany przez niezbyt rozgarniętego kaowca, ale że w moim ulubioym Grad Clubie, to było warto. Nawet pogoda nam nie przeszkodziła w dotarciu na miejsce, tego dnia padał śnieg z deszczem pod postacią takich cholernych lodowych igiełek i wiał mocny, pólnocny wiatr.
Koncertowali nasi znajomi, Sheesham and Lotus Okazało się, że Sheesham pochodzi z Manitoulinu i to był dobry temat do rozmowy, wyspa jest niesamowita pisałam o niej kiedyś tu
W tygodniu obejrzeliśmy Le Havre bardzo fajne, o imgrantach a bez paternalizmu jak niesławny film reżysera sławnego "Dróżnika".
Przyszły tydzień zapowiada się intensywnie, języki wolontariaty i festiwal filmowy przy którym trochę pomagam. Będzie się działo. Wszystko na raz :) Jedynie strona z ogłoszeniami o pracę nie działa więc przez ostatnie kilka dni nie zjamuję się pisaniem podań :)
środa, 22 lutego 2012
Jay Peak albo rzygam nartami
Trzeba było nie jechać. Zły nastrój, niedobre wibracje, fatalne nastawienie. Irytacja na współtowarzyszy podróży, niechęc do wspólnego spędzania czasu. A jednak pojechaliśmy. No i było okropnie, atmosfera tak gęsta że można było nożem kroić, parę kłótni podczas których okazało się, że jestem przewrażliwoną histeryczką (co za niespodzianka), własciwie zerwana znajomość z Francuzami i to wszystko przez nieme s w kocówkach francuskich wyrazów. Serio serio. Brzmi jak przedszkole, ale tak właśnie było. Nic nie pomagało, nawet śmieszne wydarzenia przy przekraczaniu granicy. Przy okazji strzeżcie się i nie przywoźcie nigdy grejpfurtów do USA bo zostaną skonfiskowane przez wąsatego pogranicznika a wy dowiecie się że w deklaracji celnej nie ma dobrych lub złych odpowiedzi, jest tylko prawda lub fałsz.
Nie pomagał też zabawny dom w którym mieszkaliśmy, w którym a to kibel się zatkał, albo wywalało korki czy też zacinały się drzwi do łazienki, tak, że trzebe je było wyjmować z zawiasów.
Generalnie bardzo męczące doświadczenie, za dużo napięcia i emocji, mój mąż powiedziałby - niepotrzebnych emocji. Teraz czuje się jak trędowata.
Tylko góra fajna, z własną chmurą i śniegiem,tam można było pojeżdzić, choć okolica zielona. Pierwszego dnia nie doceniłam, pomyslałam iiiii taka Jaworzyna, ale później przekonałam się do kilku łagodniejszych tras przez las i pierwszy raz spodobało mi się. Przynajmniej nie było na nich lodu. Tak że lepiej jeżdzić do miejsc gdzie można wyjść wieczorami z domu a nie kisić się na małej przestrzeni z mało sympatycznymi ludzmi. Czego i Wam życzę.
Nie pomagał też zabawny dom w którym mieszkaliśmy, w którym a to kibel się zatkał, albo wywalało korki czy też zacinały się drzwi do łazienki, tak, że trzebe je było wyjmować z zawiasów.
Generalnie bardzo męczące doświadczenie, za dużo napięcia i emocji, mój mąż powiedziałby - niepotrzebnych emocji. Teraz czuje się jak trędowata.
Tylko góra fajna, z własną chmurą i śniegiem,tam można było pojeżdzić, choć okolica zielona. Pierwszego dnia nie doceniłam, pomyslałam iiiii taka Jaworzyna, ale później przekonałam się do kilku łagodniejszych tras przez las i pierwszy raz spodobało mi się. Przynajmniej nie było na nich lodu. Tak że lepiej jeżdzić do miejsc gdzie można wyjść wieczorami z domu a nie kisić się na małej przestrzeni z mało sympatycznymi ludzmi. Czego i Wam życzę.
wtorek, 14 lutego 2012
walętynki i Sean Penn
Sympatyczna Hinduska przyniosła dziś do szkoły pudełko czekoladek. Z okazji walentynek, oczywiście. Tak się złożyło, że czekoladki zostały zakupione w Toronto i był to wyrób firmy Solidarność, wielkie opakowanie, urodzinowa szopenowska edycja, z ogromnym portretem Fryderyka na pudełku. No to się wzruszyłam, mówię , że dziękuję i w ogole super, a nasza nauczyciekla, Joanna na to: ale Alina, czy mogłabyś mi wytłumaczyc co Chopin ma wspólnego z Polską?
:))))
szczęśliwych walentynek!!!
:))))
szczęśliwych walentynek!!!
poniedziałek, 13 lutego 2012
luty
Trochę jeździmy na nartach. Odwiedziliśmy Montreal, gdzie wypiliśmy dobre piwo w dobrym pubie i zjedliśmy po bobrzym ogonie Zaprosiła nas moja koleżanka, z którą do tej pory rozmawiałam jedynie telefonicznie.
Przyjaźń to w ogóle temat różnic kulturowych, tu zasadniczo nie ma przyjaciół, przynajmniej w takim sensie w jakim ja rozumiem to słowo. Można mieć mnóstwo znajomych i określenie "friend" dla 450 zaprzyjaźnionych z tobą osób na fejsbuku nie razi. Bo według tutejszych standardów, wszyscy oni mogą (a nawet powinni!) być twoimi przyjaciółmi. Tak działa system szkolnictwa, zachęca się dzieci do poznawania jak największej liczby rówieśników, nie propaguje się modelu zamkniętego kręgu 2-3 "najlepszych przyjaciół", uważając, że prowadzi on do wykluczenia, mobbingu i dyskryminacji.
No ale że nowo zapoznana para to częściowo rodacy (tj. rodaczka) pozawalam nadziei kiełkować, pomimo faktu, że dotychczas te próby zaprzyjażniania się nie najlepiej mi wychodziły. Czasem jest tak, że wszytko gra a później, nagle, bez wyraźniej przyczyny rozpada się, tak jak stało się to z naszymi znajomymi z wyspy. Nie to, żeby jakiś dramat się wydarzył, za 3 dni jedziemy razem na narty, po prostu nagle doskonale wiadomo gdzie leży granica, pomiędzy znajmomymi, dobrymi znajomymi i przyjaciółmi.
Wracając do weekendu, fajnie było się przekonać, że Mont Tremblant to całkiem porządny ośrodek narciarski, cieszący się niezasłużenie złą sławą. W sprawianiu dobrego wrażenia na pewno pomógł finał superbowla, który tamtej niedzieli przykuł większośc narciarzy do telewizorów. Tu kolega z połudnowego brzegu Wielkich Jezior ładnie opisał o co chodzi w tym dziwnym sporcie
Poza nartami czasem tańczymy kontredanse , gramy w jabłka do jabłek, oglądamy filmy. Takie takie i takie Ciekawa jest też za każdym razem zbieżność filmowych tematów z tematami kolejnych odcinków South Parku. Np odcinek o Święcie Dziękczynienia ładnie komponował się z herzogowskimi Zielonymi Mrówkami (w aspekcie kolonializu) oraz z Magic Trip, które zostało wyprodukowane przez History Channel.
Na pytanie czy szukam pracy i jakie są tego efekty odpowiem w następnej notce. O ile będzie mi się chciało.
Subskrybuj:
Posty (Atom)