W niedzielę odwiedziliśmy moją ulubioną kanadyjską koleżankę z ulicy Różanej, korzystając z zaproszenia na rodzinny obiadek
Koleżanka zawsze ma jakieś ciekawe pomysły na poprawę nastroju, tym razem jest w fazie "żywej wody". Kolega przynosi jej tę wodę w baniaczku, a ona twierdzi, że chudnie od niej i lepiej się czuje i że w ogóle bosko.
Obiadek był smaczny, rodzinne spotkanie sympatyczne, ale najciekawszą częścią wieczoru było sprawdzanie odczynu różnych napojów papierkiem lakmusowym. Bo "żywa woda" jest żywa dlatego, że ma odczyn alkaliczny a normalna kranówka jest zła, bo nie dość że kwaśna to jeszcze chlorowana. Wynik przeprowadzonego eksperymentu nie był zaskakujący: zgodnie z hipotezą, najbardziej zasadowa czyli najzdrowsza okazała się czysta, żywa wódka :)
Z innych recept na poprawę nastroju to nieskuteczne są filmy brazylijskie. Szczególnie, jeśli hasło "hej hej hej inni mają jeszcze gorzej" nie powoduje u was uśmiechu oraz jeśli irytują was słabe scenariusze udające dobre scenariusze.
Za to warto polecić: jamajskie curry, babskie ploteczki, jogę o 7 rano z Moną Muttavali. Księgę wypisów starobuddyjskich Ireneusza Kanii (ten gość jest genialny!) i zaprzestanie małżeńskich kłótni. He he.
2 komentarze:
A może należało do wody wrzucić magiczny ołówek??? Kiedyś w Nawojowej było to praktykowane :)
kurcze, faktycznie, zapomnialam o olowku! :)
Prześlij komentarz