Po dwóch tygodniach siarczystych mrozów i mojego kataru, w końcu odwilż. Koła wózka grzęzną w błocie pośniegowym. Dotarłam na rynek. Pod ratuszem, jak co roku, ślizkawka, tłum dzieciaków. Obok stało parę straganów ze stroikami i lokalnymi produktami. Była też Pani Czosnek ze swoim kramem. Przywitałyśmy się, ona do mnie: zmieniłaś się po porodzie, chyba się postarzałaś (!!!). A może po prostu jesteś niewyspana?
Parę miesięcy wcześniej, gdy stragany na rynku pojawiały się regularnie, a Ania miała kilka tygodni, zawsze witała mnie słowami: co to? jesteś w kolejnej ciąży? albo: wciąż masz brzuszek!
Kiedyś jej odpowiem. I to tak, że jej w pięty pójdzie. Muszę sobie tylko przygotować zawczasu jakąsś złośliwość. W przeciwnym wypadku zawsze mnie zatyka, chwila mija zanim do mnie dotrze, co właśnie powiedziała (ach ten azjatycki akcent!) i już jest po ptokach. Głupio się uśmiecham, kiwając głową i miło przytakuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz