Nasze mieszkanko jest niewielkie, tzn jak na kanadysjkie standardy, ale ma dużo różnych zalet. Między innymi mamy fajnych sąsiadów. W piątek urodziny organizowała nasza sąsiadka, Sophie. Zaprosiła do nowootwartej restauracji, Red House o której można powiedzieć że jest trochę zbyt fajna, jak na Kingston. Oprócz znajomych Sophie, w knajpie byli też przypadkiem inni nasi znajomi, np symaptyczny Per, Niemiec który produkuje kanadysjkie pamiątki, bo Kanadyjczycy jakoś nie wpadli na to, że turyści kupują masowo takie rzeczy
Po tym, jak już wszyscy spotkali się w jednej knajpie, wróciliśmy do sąsiadki na domowy afterek. Sobota więc, jak możecie się domyślić, zaczęła się bardzo późno, znów nie zdążyliśmy do holenderskiej knajpy, Golden Rooster, na śniadanie, bo gupki podają śniadania jedynie do 11.00 :) Ale Marcin usmażył naleśniki więc pewnie i tak nasze śniadanie było smaczniejsze niż ich śniadanie. Później mój brat zagrał na harmonijce a bratowa odśpiewała ślicznie sto lat do skypowej kamerki, a jeszcze wcześniej od rodziców przyszła paczka, z książką i słodyczami.
Tu przerywnik: to były czekoladki malagi, postanowiłam się nimi podzielić w szkole, zapomniałam jedynie, że koleżanki muzułmanki na pewno odmówią zjedzenia (i tak się stało) bo w czekoladkach był alkohol :)
Po południu odwiedziła nas mocno zmęczona Sophie i została na obiedzie, w tym czasie zadzwonił też Misza z życzeniami. I w sumie powinnam już wtedy się domyślić, albo zacząć domyślać, ale wszyscy mieli dobre wytłumaczenie, Misza np powiedział, że pamiętał o moich urodzinach bo są 2 dni po Międzynarodowym Dniu Kobiet, który w ZSRR był naparwdę ważnym świętem.
Wieczorem wybraliśmy się na koncert The Unsettlers . Nawet się nie ubrałam ładnie, poszłam tak jak stalam, w swetrze, bez makijażu. A w The Mansion (które jak się okazało, było kiedyś własnością Dana Aykroyda Wiki podaje co prawda, że on jest z Ottawy ale tak serio to pochodzi z Kingston, tak samo jak Bryan Adams i The Tragically Hip ) No więc w The Mansion był Matt, Arash z Simą (którzy w ogóle śledzili nas w drodze tam) i Nuno. Nie spodziewałam się gości, miałam nie najleszpy nastrój ostatnio i trudności w komunikacji z ludzmi, a tu takie ogromne wzruszenie. Że przyszli, choć np Arashe nie przepadają za koncertami. Niesamowite uczucie, takie przyjęcie niespodzianka. The Unsettlers zagrali bardzo fajnie, a później był Sheesham, Lotus i Syn. Nawet tańczyliśmy. Wrócilismy i zakończyliśmy imprezę u nas w domu, dopijając resztki alkoholu, razem z sąsiadem Mattem. Czy wspomiałam, już jak ważne jest mieć fajnych sąsiadów? I męża? i znajomych? i przyjaciół?
W niedzielę poszłam na jogę, choć byłam w bardzo kiepskim stanie. A póżniej na jeszcze jedne urodziny, koleżanki Marcina z pracy. I wysłuchałam tam taką oto anegdotkę. Opowiadał Kanadyjczyk, że pracuje w laboratorium ze studentem z Francji, który jest tu na jakiejś wymianie. I mówi: ten gość, Francuz wciąż narzeka na jakość kanadyjskiego jedzenia. Ale gdy zobaczyłem, jaką kanapkę sobie zrobił na lancz to zrozumiałem, że on nic nie zrozumie! Ta kanapka była z surową parówką! I pomidorami! przecież nie je się hot-dogów na zimno! Nic dziwnego, że mu nie smakuje! A kiedyś poszliśmy zjeść hamburgera, i Francuz nie miał pojęcia, ile keczupu można dodać do mięsa. Utopił hamburgera w keczupie, nie było możliwości, żeby mu to mogło smakować. Nie zna ten Francuz na jedzeniu W OGÓLE :)
W tym tygodniu czeka nas jeszcze jedna urodzinowa impreza.To też ma być niespodzianka, ale chyba się już wydałą. Chyba padnę ze zmęczenia :)
6 komentarzy:
i rodziców ???
co rodziców? przecież napisałam o rodzicach. ładnie w dodatku :) że paczkę dziecku wysłali :)
komentarz dot. konkluzji" Czy wspominałam już jak ważne........."
aha aha! pewie że rodzice ważni. najważniejsi :) tata i mama to życia brama :)
a tego to nie słyszałem !
wiem :)
Prześlij komentarz