Towarzystwo blogowe wzajemnej adoracji zamilkło poświątecznie to może ja coś napiszę. Nie żebym miała jakieś niesamowite historie do opowiadania, tyle co dla podtrzymania uwagi potencjalnego czytelnika. Otóż zabawa sylwestrowa odbyła się w Toronto, u rodziny Marcina. Bawiliśmy się w towarzystwie osób w wieku 50 + Było bardzo ciekawie, artystycznie i dramatycznie. I po polsku, ale bez wódki. Warto zauważyć, że wobec dominujących obecnie trendów witania Nowego Roku np na Bali czy w innych egzotycznych loklizacjach, nasza zabawa miała następujące zalety: niewielkie koszty, sporo dobrego jedzenia i dyskusje na palące społecznie tematy tj. czy okupuj wall street odrodzi się na wiosnę (w Kanadzie śmiałkowie wciąż okupują Nową Funlandię )
Poza tym pogoda wykończy nas niedługo, na przemian jest -15 i śnieg albo +5 i deszcz. Brrrr. Nie chodzimy na razie na łyżwy, mąż miał drobny wypadek. Niby nic wielkiego, mała szrama na brodzie (mmmm bardzo mu z tym do twarzy) ale cos mu się w głowie zmieniło, wyluzował się maksymalnie. Efekt uboczny jest taki, że więcej śpi. Ale to nic złego, spanie jest ok.
Byłam też na kolejnym szkoleniu z cyklu poszukiwanie pracy i sensu w życiu. Szkolenie fajne, prowadzący za to wciąż nie. To chodzący, łysy relikt epoki wojującego waspowskiego patriarchatu, w szczególności dyskryminujący kobiety bez wykształcenia technicznego, pochodzące z europy środkowo-wschodniej i mówiące ze słowiańskim akcentem :)
Ale olałam typa, dowiedziałam się tego, co chciałam, poznałam fajnych ludzi, dostałam prezent - płytę Joni Mitchell, tak więc alleluja i do przodu. Jutro joga z Moną, w weekend może narty no i byle do wiosny.
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!!!!
8 komentarzy:
Ciekawi mnie tylko jedna sprawa... W poprzednim poście Mąż wstawał wcześniej, a Ty dopijałaś potajemnie żółteczko, co powodowało pewne stresy. Teraz Mąż uległ pewnemu wypadkowi i nie wstaje wcześniej, oraz zniknęły stresy. Czy aby więc był to na pewno... wypadek?
Markalu, czy Ty coś, przepraszam za wyrażenie, SUGERUJESZ?
A nic nic... takie tylko luźne... ten tego... już nic nic
no.
:)
mieć wypadek to męska rzecz.... u nas w rodzinie to normalka i wszyscy to przejść muszą / jak widać - niestety /
eee... ale o co chodzi???
na Bali czy na bani - jeden pies Ci powiem. Ja Nowy Rok przespałam. i wyspałam się jednocześnie. wreszcie. a poza tym powrócili do TO i próbują nie zamraznąć.
no ale fajnie było, co?
Prześlij komentarz