poniedziałek, 22 października 2012

piątek, 19 października 2012

tydzień

poniedziałek

zmywarka wciąż nie działa. czuję, że kawałek mojej duszy znów umarł. Umarł też komputer, z oprogramowaniem do rejestracji sprzedaży, podczas gdy robiłam bilans na koniec dnia.


wtorek

nienawidzę testów. wymyślaja je idioci od jedynie słusznych odpowiedzi. Skąd na Boga mam wiedzieć, co siedzi w głowach ludzi układających te durne pytania?

wieczorem Yarker i Ania, babskie pogaduchy, przy piecu,  po polsku i przy szarlotce.

środa

Zagrałyśmy z Heather w Lotto. Nuno nas nakręcił, opowieścią o tym, że sam zagrał.  Z napiwków kupiłyśmy los za 5 dolarów. Na serwetce spisałyśmy umowę, że zobowiązujemy się do równego podziału wygranej, że pieniądze nie uderzą nam do głowy i na zawsze zostaniemy dobrymi przyjaciółkami. Do wygrania było 3 miliony. Hmmm. Może następnym razem się uda.

czwartek

Szłam na 7.30 do pracy, słońce wstawało, oświetlało na różowo rzekę Catarqui i szkołę wojskową wraz z fortem Henry. Ze ściany lokalnego drugstoru starszy mężczyzna w pośpiechu zmywał napis fuck nigga. 

kto mów zbyt dużo?

Pytanie zadała Claudia, bo tak powiedział jej Richard. Że za dużo gada. No i faktycznie, ona jak nie mówi to śpiewa i tańczy. No ale nie mogę powiedzieć, że mówi ZBYT dużo. Bo to co mówi jest zabawne. I pozytywne. Więc chciała się dowiedzieć, czy ja też uważam, że ona za dużo gada a jeśli nie, to czy potrafię podać przykład kogoś, kto według mnie mówi za dużo.

Póżniej był wypadek. Na chodniku, przed kafejką kobieta upadła (wjechał w nią rowerzysta?) i rozwaliła sobie nos o beton. Starszny widok, dużo krwi, choć obrażenia nie były bardzo poważne. Szczęśliwie, w kafejce była pani doktor która natychmiast zajęła się ranną. Przyjechała karetka, zabrali ją do szpitala.  W tym czasie przyszedł Per, z opowieścią, że buduje sobie drewnianą chatkę w ogrodzie. Lubię Pera, ale odczułam niejaką niestosownośc tej opowieści w momencie, gdy obok, na chodniku leżała zakrwawiona osoba.

Odpowiedź na pytanie Claudii znalazłam wieczorem. Odbywał się pokaz filmu Fernando, "Pieśń nad Pieśniami". Film zrealizowany 10 lat temu, gdy reżyser skończył 50 lat. Teatr telewizji, choć kilka scen bardzo ciekawie mu wyszło, szczególnie pomysł jak sfilmować Kingston, aby nie przypominało Kingston a raczej Grecję, Liban, czy inną Palestynę. Ferando, jak opowiada o swoich filmach, to mówi, że nie ma w nich słów, że liczy się światło i obraz. Ale na przykładzie tego, co zobaczyłam myślę, że to nieprawada. Ten film był tak przegadany, jak cała Fernanda natura. W dodatku czysta pornografia, pokazana za pomocą licealnych środków wyrazu, kwiatków, pszczółek, robaczków i fal jeziora. I młodej, ślicznej dziewczyny, kompletnie pozbawionej aktorskiego talentu. Przypomnieli mi się sądeccy artyści, tacy jak śp. Jerzy Masior i poeta Emil Węgrzyn.

Nie wiem dlaczego o kobiecej sztuce mówi się , że jest kobieca, ciążowa, menstruacyjna, emocjonalna itd a mówiąc o męskiej sztuce nie wskazuje sie na jej jednoznacznie impotencyjny charakter. Szczególnie od momentu gdy twórca przekracza magiczną barięrę 50 lat. A do tego Fernando zdecydowanie za dużo gada.

piątek

Zrobiłam sobie wagary. Od szkoły. Ale do pracy i tak muszę iść.

Taka piosenka na koniec, z wczorajszego The Signal:












poniedziałek, 8 października 2012

Święto Dziękczynienia

Żeby nie było, że w Kanadzie wszystko jest takie samo jak w USA. Np Święto Dziękczynienia jest w innym terminie. Wcześniej, w pierwszy weekend października. Co moim zdaniem ma sens.

Ostatnie parę październików spędziłam w innych częściach świata, na ogół w Polsce, więc systematycznie święto przegapiałam. Nie mówię, że w Polsce było źle, np dwa lata temu w tym czasie odbywało się wesele mojego brata, gdzie świetnie się bawiliśmy. Nie narzekam, co to to nie. Po prostu wspólne jedzenie upieczonego indyka ma w sobie jednocześnie coś z magii Wigili i Wielkanocy. 13 osób, obiad był składkowy, czyli potluck, każdy zadeklarował co ugotuje i przyniesie, były dwa wielkie indyki z nadzieniem, chleb serowy, roztopiony camemebert z migdałami, ziemniaki i dynia w formie puree, żurawina i gravy, ciasto dyniowe, jabłecznik i dużo wina. Pytałam Joanny, czy to typowy kanadyjski dziękczyny obiad, ale nie była przekonana. Zabrakło jej tradycyjnych przypraw, za to wina było zbyt dużo. No nie wiem. Nam się zastosowane proporcje jedzenia do alkoholu bardzo podobały. Podziekowaliśmy sobie uroczyście za udane żniwa 2012  i ok 22.00 wyruszyliśmy na kolejną imprezę, urodzinową gdzie trojgu jubilatom podarowaliśmy taki oto prezent:  http://www.jokeroo.com/pictures/funny/squirrel-feeder.html

A jeszcze dzień wcześniej wybraliśmy się na salsę, z dziewczyami z pracy. Trudna sprawa, w barze Overtime wszyscy tańczą rewelacyjne, pełna profeska, czułam się jak słoń. Są co prawda organizowane na Queen's lekcje salsy i tanga, darmowe, ale popołudniami, więc odpadają. Może w kafejce dziewczyny poprowadzą jakiś kurs, salsa dla kawoszy czy coś. Naprawdę byłam pod wrażeniem. I mam mocne postaniwenie, że nauczę się tańczyć salsę.

Dziś poszliśmy sobie pospacerować, oglądać kolory jesieni. Tak było:


Na koniec, dla chętnych wiersz, bardzo ładny moim zdaniem. W temacie jesieni:
http://www.writersfest.bc.ca/files/u3/e_most_beautiful_things_I_ve_seen_in_October.pdf

papa.