Oh co za pogoda! Najpierw przyszedł marznący deszcz, który pokrył wszytko grubą warstwą lodu - drzewa, trawy, kable, samochody. Póżniej się trochę roztopił. Następnie mieliśmy śnieg i potężny mróz i wiatr. Później deszcz, którego jedyny plus był taki taki, że z samochodu samoistnie (kluczowe słowo) odpadła lodowa skorupa, pod którą biedne autko było ukryte... Teraz znów mróz. Zwariować można.
Kilka ciekawych wydarzeń miało miejsce w ostatnim czasie, m.in. dziwaczny studencki musical, oparty na ostatniej, niedokończonej powieści Dickensa Chyba nie zrozumiałam dowcipów i dickensowkiego angielskiego a do tego orkiestra nieco fałszowała, ale ciekawe było to, że o wyborze zakończenia decydowała publicznośc w demokratycznym głosowaniu
Z innych atrakcji: raz do roku odwiedza Kingston Cirque du Soleil W końcu udało nam się wybrać, wcześniej jakoś nie miałam ochoty, bo nie przepadam za cyrkiem. Ale ten cyrk jest zupełnie inny, spektakl był wspaniałym przeżyciem. W samym środku paskudej zimy taka bajka, jak z najlepszych dziecięcych snów. Śliczne, ciepłe, piękne, byłam zachwycona. I clowni byli super. Po tym, jak gościłam kiedyś w Toronto argentyńskiego clowna, nauczyłam się doceniać trudną sztukę rozśmieszania cyrkowej publiczności. Warto też pochylić się (z troską hihi) nad postacią twórcy tej machiny rozrywki jaką obecnie jest Cirque, tj. nad Guyem Lariberte Oto żywy przykład, jak ziścił się kanadyjski sen :)
Do tego jeszcze było kilka sympatycznych spotkań ze znajomymi i sąsiadami,domowa projekcja filmu o Tańcu Słońca połączona z prywatnym koncertem a la Radiohead i Muse, szkolenia, angielski, francuski, wolontariaty, joga, książki, filmy. Jednym słowem dzieje się! I fajnie. Uczę się mnóstwa nowych rzeczy, poznaję nowych ludzi, moja ESLowa grupa jest po prostu świetna, niepracujące żony pracujących mężów rządzą :)
To może jeszcze o książce, Too Much Happiness, Alice Munro To zbiór opowiadań, genialnych (a to pewnie nie jest jej najwybitniejsze dzieło), skoncentrowanych na ludziach i zdarzeniach z pozoru błachych, nieistotnych, codziennych niemalże, których znaczenie odczytujemy dużo później, gdy wszystkie kawałki układają się w spójny obraz, ale z nim już nic nie możemy zrobić, należy do przeszłości, koniec, życie trwa dalej, jakoś trzeba sobie radzić.
Z mniej optymistycznych zdarzeń to zostałam sama przez kolejne 10 dni. Styczniowa łyżka dziegciu. Marcin w Londynie (UK) a ja na pólnocnym brzegu Najmniejszego z Wielkich Jezior. Ale nic to. Nie szkodzi. Dam radę.
*Przeczytałam takie określenie w portalu Gazety, no bo gdziebży indziej, że bloga Kasi Tusk należy docenić m.in za systematyczne pompowanie kontentu. Pomyślałam, że może ja też w takim razie sróbuję, z tym pompowaniem i kontentem. I też będę taka fajna, jak Kasia.
8 komentarzy:
no tak z tym blogiem Kasi T. jest sporo szumu. zabawne, że mieszkają w Ontario po London trzeba dodać (UK) żeby było wiadomo, o który London kaman. a co do cyrku słońca - są świetni (poza spektaklem wystawianym w kasynie w Macau, który jest żenujący) - natomiast clownów to ja chyba nigdy nie przetrawię. ughhhhh. a samotność od czasu do czasu dobrze robi. przynajmniej się stęsknić można.
acha. zamówiłam w ciemno 3 książki Munro w empiku, lecę do PL w środę to przywiozę. mogę także pożyczyć. gdybyś miała ochotę na przekład. :)
Munro wymiata. Przynajmniej dla mnie. Nie wiedziałam, że są przekłady na polski. Ale jak opowiadałam M. dlaczego tak bardzo mi się podoba, to się skrzywił :) Co do samotności-ja ją bardzo lubię, to u nas zresztą rodzinne. Ale kocham też podróże a w Lonydnie (UK)nie byłam jeszcze. Dzięki za podpowiedź w sprawie Makau, jeśli tam kiedyś trafię, będę wiedzieć co omijać :)
Blog Kasi T., córki premiera, ma swoje krzywe odbicie w postaci bloga "Make Life Harder". To jest chyba na fejsbuku umieszczone i ma mniej więcej tyle zwolenników, co blog Kasi. Autorzy się starają i czasem dobrze im wychodzi. ;)
ah z tą Kasią :) Tak naparwdę zszokowało mnie stwierdzenie "pompowanie kontentu". W jakim to jest języku? brzmi paskudnie, nie jest zabawne, nic nowego nie wnosi. A przeczytać to można było na poratlu gazeta.pl Jakieś sugestie, jak mozna wyzwolić się z przymusu czytania w/w?
pompowanie kontentu jak i inne językowe wynaturzenia kojarzą mi się niezmiennie z moim byłym narzeczonym, który lubował się w takowych. chodziło o to, żeby rozmówcy wydać się erudytą. no wiesz, taki trik - kilka mało zrozumiałych słów + poważna mina i jesteś guru.
Tutaj chodzi o przynależność do kasty korporacyjnej. Jest to o tyle niezrozumiałe, że nie jest to kasta lubiana, ale w powszechnym mniemaniu posiada kasę. Co jest ponownie dziwne, bo nie zawsze i nie do końca. Wojtek usłyszał kiedyś korporacyjne zdanie: "proksuj mi kontent". Khikh?
Ja nie czytam portalu gazety. Ale nie czytam też nic w zamian. Niestety nie mogę Ci pomóc, jestem koniem. http://www.bravo.pl/blog/radioaktywna-skarpetka/nie-moge-ci-pomoc--jestem-koniem-/ids,217025/ida,740917/
świetny komentarz Markal, dzięki :)
@sailor: to ciekawą ścieżkę obrał ten człowiek :)
Prześlij komentarz